Niewidoma Hanna Pasterny uczy francuskiego i wygrywa kolejne konkursy
Niewidoma Hanna Pasterny z Jastrzębia wygrała w sobotę dyktando zorganizowane przez Chrześcijański Ruch Samorządowy. Pożycza pisane brajlem książki z Paryża, Genewy i Brukseli. Uczy w szkole francuskiego. Wciąż ją gdzieś nosi.
Zofia Pasterny, księgowa w gminnej spółdzielni w Jastrzębiu Zdroju, długo nie mogła się pogodzić z myślą, że jej córka będzie niewidoma. Czuła przerażenie i zdziwienie. W rodzinie zawsze rodziły się zdrowe dzieci. "Czy Hani w ogóle wykształcił się nerw wzroku? Jak jej pomóc?" - pytała kolejnych zagranicznych lekarzy i cudownych uzdrowicieli. Gdy dziewczynka skończyła dwa lata, rodzice poznali lekarkę, która poradziła, żeby wysłać córkę do szkoły w Laskach.
- Uświadomiłam sobie, że lepiej będzie, jak zajmę się przyszłością córki - przyznaje mama. Jest już na emeryturze, ale nie ma czasu się nudzić. Hanię nosi po świecie, a gdzie córka, tam i ona. Nie ma nawet kiedy się zestarzeć: młodzieńcza sylwetka, krótkie, gęste włosy, błękitne roześmiane oczy. - Woziłam ją do tych Lasek pociągiem, tramwajem i autobusem. Serce mi pękało, czasem pół drogi przepłakałam. Hania miała do mnie żal, że ją oddaję i wydawało mi się, że bardziej kocha ojca, bo ją zawsze z Lasek odbierał - wzdycha.
Mąż zmarł 16 lat temu na białaczkę. Hania siedzi na tapczanie. - Ciężko było - przyznaje. Jednak Laski nauczyły ją samodzielności i wyostrzyły wrodzony chyba upór. Dziś ma 25 lat i jest wdzięczna rodzicom, że ją tam wysłali. Gdy w sobotę odbierała pierwszą nagrodę w dyktandzie zorganizowanym przez Chrześcijański Ruch Samorządowy, powiedziała, że dziękuje za pomoc swojej najlepszej mamie. Zofia Pasterny siedziała jak wryta. Płakała. Jest dumna, że jej córka niemal bezbłędnie wystukała na brajlowskiej maszynie treść dyktanda. Pokonała pięćset osób i wygrała kino domowe.
- Na razie nie mamy go gdzie ustawić, bo wszędzie pełno książek Hani - pokazuje pełną szafę i półki w meblościance. Książki, zwykłe i w brajlu, leżą też na podłodze. W zielonych walizkach te pożyczane z Brukseli, w niebieskich pudełkach te z Genewy i w workach - z Warszawy. Hania czyta po francusku, więc pożycza lektury w brajlu za granicą. Parę lat temu zapisała się do biblioteki w Paryżu. Uczestnicy wycieczki poszli do Disneylandu, a Hania zobaczyć szkołę dla niewidomych. Była zamknięta, więc wrzuciła list do skrzynki.
- Nie było łatwo, bo Polska to dla nich wciąż kraj równie egzotyczny jak Rumunia, poza tym w czasie wojny ktoś od nas nie oddał im książek. Francuzi czasem mnie śmieszą, ale w gruncie rzeczy są mili. Na ulicy co rusz chcą mi pomagać, w Luwrze przepraszali, że sznurek przy obrazach jest za wysoko - śmieje się Hania.
Poseł mówi pomysłowa
Hania jest podobna do mamy. Krótkie włosy, niemal identyczny odcień oczu, szeroki, szczery uśmiech. Nosi dżinsy i różowe okulary. Nieco skryta. Znajduje w internecie najróżniejsze konkursy i wysyła zgłoszenie.
- A to wygrywa konkurs wiedzy o "Chłopach" Reymonta, a to szybkiego czytania brajlem - mówi Zofia Pasterny.
W grudniu listonosz przyniósł pismo od posła Jana Rzymełki z Platformy Obywatelskiej. Pani Zofia aż przysiadła, ze zdumienia. Hania w tajemnicy wzięła udział w konkursie "Interpelacja lepsza niż manifestacja". Nagrodą był staż w biurze poselskim. I tak kilka miesięcy temu rozpoczęła pracę dla posła PO Andrzeja Markowiaka. W domu. Wcześniej, żeby pokazać, co potrafi, musiała sprawdzić w kilku europejskich ambasadach, jak wygląda recykling starych samochodów. Jest uparta. Wysyłała maile po kilka razy. Potem sprawnie odszukała profesorów, którzy napisali do gazety artykuł o zmianach w prawie autorskim.
- Pomysłowa. Znam wielu niepełnosprawnych, ale to, co potrafi Hania, przechodzi moje pojęcie. Gdy zbieraliśmy podpisy, przewyższyła sprawnością wielu aktywistów. Dziękuję Opatrzności, że mi ją podsunęła - Markowiak nie może się Hani nachwalić.
Niedawno polecił ją innemu posłowi, Eugeniuszowi Wycisło. Hania dyżuruje w jego biurze razem z asystentem. - Czasem ludzie, którzy tam przychodzą, są bardzo zdesperowani. Bałabym się sama. Poza tym mogliby wynieść krzesła, a ja bym nawet nie zauważyła - mówi Hania szczerze.
Polityka zaczyna ją wciągać. I podróże. Chciałaby zwiedzić Szwajcarię (bo tam czysto i sporo zabytków) i Kanadę (bo słyszała, że ciekawa). Pracować na uczelni albo tłumaczyć. W przyszłym roku wybiera się na podyplomowe studia z komunikacji perswazyjnej. - Przydadzą się też w szkole - mówi.
Ze szkoły zadzwonili do niej 30 sierpnia wieczorem. Szukali kogoś do francuskiego w trzeciej klasie. Hania się zgodziła. W pisaniu na tablicy pomagają jej inny nauczyciel albo praktykant. Próbuje przyzwyczaić dzieci, żeby przed odpowiedzią podawały swoje imiona. Nie wszystkie jeszcze poznaje po głosie. Najbardziej lubi chyba zajęcia w klasie integracyjnej. - Jest spokojniej - mówi.
Kajetek - nowa miłość
- Podchodzi do siebie z dużą rezerwą. Jest silna psychicznie, twarda i nieugięta. Bardzo mi imponuje - Jolanta Smoczek, sekretarka w szkole językowej, poznała Hanię trzy lata temu. Hania chodziła na kursy angielskiego. - Kompletnie zmieniła moje wcześniejsze wyobrażenia o niepełnosprawnych. Nie są ani przewrażliwieni na swoim punkcie, ani słabi. Za to bardzo inspirują - mówi Jola.
Nauczyła się brajla i jeździ z Hanią na wycieczki. Były razem w Paryżu, lubią wypady do teatru i do salonu poetyckiego Anny Dymnej. Kiedyś Hania poznała aktorkę, dzwoni do niej na komórkę, a Dymna rezerwuje jej bilet. Teraz wspólnie z Jolą przygotowują projekt na konkurs do Francji. Jeśli się powiedzie, może wydadzą książkę dotykową z bajkami dla dzieci. - Może i trochę jestem uzależniona od konkursów - żartuje Hania. - Ale chcę udowodnić sobie i innym, że potrafię - zdradza.
Wygrała już prenumeraty czasopism, brajlowski zegarek i cztery walkmany. - To chyba najpopularniejsza nagroda w konkursach dla niewidomych. Sklep będę musiała otworzyć albo się wymieniać na co innego - śmieje się.
Hania surfuje w internecie, pisze setki maili, godzinami rozmawia z kimś przez telefon. Na ogromnym biurku w jej pokoju stoją: komputer (model sprzed lat) wyposażony w program udźwiękawiający Windows oraz syntezator mowy, który jak najęty czyta maile i komunikaty, brajlowska drukarka, a obok maszyna do pisania, także brajlem. Część pieniędzy na sprzęt Hania dostała z programu "Komputer dla Homera" PFRON-u. Musi zmodernizować oprogramowanie, przydałyby się też UPS (raz już komputer jej padł, gdy nagle wyłączono prąd), nowy procesor. Potrzeba na to prawie 3 tys. zł, ale Hania nie chce, żeby w jej imieniu prosić o pomoc.
- Inni pewnie są w gorszej sytuacji niż ja - twierdzi.
Od niedawna testuje Kajetka 2000. Czarne pudełeczko z białymi guzikami, coś w rodzaju laptopa dla niewidomych. Można w nim notować i przesyłać dane do komputera. -To jej ostatnia miłość - żartuje mama.
Wciąż ją gdzieś nosi. Bierze jedną z kilku białych lasek i jedzie do biura poselskiego albo do koleżanki. Lasek ma kilka, bo: jedna jest reprezentacyjna, czyli lekka, ale mało użyteczna, druga za długa do samochodu, trzecia ciężka, ale mocna, inna - składana. I jak zwykle książkę brajlem do plecaka. Żeby nie zmarnować w życiu ani minuty.
Autor: Angelika
Swoboda,
Źródło: gazeta.pl, 22 października 2004 r.
Komentarze
brak komentarzy
Polecamy
Co nowego
- „Wejdź Nowa” z własnym zakończeniem. Teatr Pinokio w Łodzi znów przełamuje bariery dostępu do kultury
- Dentezja – bezpłatna stomatologia bez barier dla osób z niepełnosprawnością w Warszawie
- Gospodynie turnieju minimalnie lepsze. Porażka Polek w meczu otwarcia MŚ
- Nowy system rezerwacji wizyt w urzędzie miasta
- Codziennie stajemy do walki: z miastenią twarzą w twarz
Dodaj komentarz