Cztery pory roku w Lalikach
Laliki to spokój niewielkiej wsi otoczonej górskimi szczytami, położonej na granicy Beskidu Żywieckiego i Beskidu Śląskiego. Laliki to cisza jeszcze do niedawna zupełnie zasypanej przez śnieg miejscowości, leżącej w rozsławionej przez braci Golców gminie Milówka. Laliki to także miejsce aktywności zawodowej i społecznej osób z niepełnosprawnością. Od września 2009 r. działa tam Ośrodek Rehabilitacyjno-Szkoleniowo-Wypoczynkowy Zakład Aktywności Zawodowej „Laliki”.
Od początku
– Pomysłodawcą powstania ośrodka jest Jan Chmiel, ówczesny prezes Stowarzyszenia Artystycznego „Teatr Grodzki” w Bielsku-Białej. Opowiedział on o swoim pomyśle byłej posłance Grażynie Staniszewskiej, zaangażowanej w działania dla osób z niepełnosprawnością, która zaproponowała, by skontaktował się w tej sprawie z wójtem Milówki Józefem Bednarzem. Jedną z lokalizacji zaproponowanych przez wójta był niedokończony w latach 80-tych budynek szkoły w Lalikach. Wójt wydzierżawił grunt i budynek, stowarzyszenie uzyskało zgodę Urzędu Marszałkowskiego na utworzenie ZAZ-u, a następnie podpisano umowę z PFRON – opowiada Beata Kuziów, dyrektor ośrodka w Lalikach. – 18 września 2009 r. uroczyście otworzyliśmy zakład – dodaje.
Pokój w ośrodku w Lalikach, fot.: archiwum ośrodka
Dogadać się z naturą
W ośrodku można wypoczywać, szkolić się i rehabilitować. To duży kompleks z sześćdziesięcioma miejscami noclegowymi i doskonałym wyposażeniem do rehabilitacji sportowej i rehabilitacji narządu ruchu. To także przedsiębiorstwo społeczne, które zatrudnia 22 osoby z niepełnosprawnością oraz ośmioosobową kadrę. Obiekt nie ma barier architektonicznych, a okolica oferuje wiele atrakcji turystycznych i wypoczynkowych. Latem jest świetną bazą wypadową na górskie szlaki, a zimą można skorzystać z leżących po sąsiedzku stoków narciarskich.
Rytm życia w Lalikach wyznacza natura. Z jednej strony daje wytchnienie od miejskiego gwaru i pośpiechu, ale z drugiej niejednokrotnie utrudnia tubylcom codzienne funkcjonowanie. – Ta zima wyjątkowo dała nam się we znaki. Śnieg zasypał nas prawie zupełnie, sięgał pod okna ośrodka, nie było spod niego widać samochodów. Nie wiedzieliśmy rano, czy uda nam się dojechać do pracy, bus przedzierał się przez metrowe zaspy. Teraz z kolei odwilż, od kilku dni wywozimy śnieg w obawie przed zalaniem piwnic – opowiada Kuziów.
Zimą śnieg niejednokrotnie zasypuje całą miejscowość, fot.:
arch. ośrodka
Prosto do pierwszej pracy
Rekrutacja przyszłych pracowników ZAZ-u wcale nie była łatwa. Część osób nie miała nigdy wcześniej kontaktu ze światem zewnętrznym, czas spędzali w domu. Ogłoszenia pojawiły się w audycjach lokalnych stacji radiowych, w powiatowym urzędzie pracy, niektórzy usłyszeli o pracy od znajomych.
– Często okazywało się, że ktoś jednak nie może lub nie chce pracować. Osoby niepełnosprawne, które zostały przyjęte do pracy w ośrodku, były przez pół roku szkolone. Mamy pracowników z bardzo różnymi niepełnosprawnościami, np. w recepcji pracuje dwóch panów na wózkach i pani z dysfunkcją wzroku, w kuchni jest jedna osoba ze schorzeniem neurologicznym i kilka osób ze schorzeniami psychicznymi oraz pan na wózku. Mamy w zespole jednego masażystę, który niedowidzi. Drugi, który uczy się fachu, porusza się na wózku lub o kulach. Nasi pokojowi to osoby ze schorzeniami psychicznymi oraz pani poruszająca się o kulach – wylicza dyrektor ośrodka.
Osoby niepełnosprawne są dowożone do pracy dwoma busami. Mieszkają w różnych miejscowościach rozsianych w promieniu kilkudziesięciu kilometrów od Lalik. Maria dojeżdża z Juszczyny, najpierw 12 km autobusem do Żywca, a stamtąd zabiera ją ośrodkowy bus. – Pracuję tu już 2 lata. Można powiedzieć, że to moja pierwsza poważna praca. Po szkole podstawowej trochę pracowałam, potem miałam rentę, pracowałam dorywczo. Poruszam się o kulach, gdy idę do autobusu, dla pewności, bo mam usztywnioną stopę. W ośrodku poruszam się bez kul. Tutaj czuję się jak w domu, lubię pracować, praca to moje hobby. Cieszę się, że mogę wyjść z domu, że ktoś wyciągnął do mnie rękę, czuję się potrzebna, jest tutaj fajny zespół. W ośrodku jestem pomocą pokojowej – opowiada Maria.
Wyrwać się z domu
Dla 22-letniego Michała, który choruje psychicznie, to pierwsza praca. – Lubię tutaj być, mogłem wyrwać się z domu. Nie mam takiego problemu, żeby wstawać rano do pracy, mam tu kolegów – mówi. Michał wykonuje pracę pokojowego.
36-letni Zbyszek od 11 lat porusza się na wózku. W Lalikach jest recepcjonistą. Do pracy ma 18 km; tak jak wszystkich pracowników poruszających się na wózku, bus zabiera go spod domu. – To moja pierwsza praca po wypadku, cieszę się, że mogłem wyjść z domu. Nauczyłem się tutaj więcej rozmawiać z ludźmi i pracować na komputerze – opowiada Zbyszek.
Po przyjeździe do ośrodka każdy idzie do swoich zadań. Zaczyna się zwykła codzienna krzątanina, dzwoni telefon na recepcji, pokoje przygotowywane są dla następnych gości, w kuchni słychać gwar – pracownicy rozpoczynają gotowanie. Czasami trzeba pomóc sobie wzajemnie, jeśli ktoś wyrobi się wcześniej ze swoimi zadaniami, pracy jest dużo.
Czasem śmiech, czasem płacz
– Nasi pracownicy pracują po 4 godz. i 24 min. dziennie, oprócz tego obowiązuje ich godzinna rehabilitacja ruchowa w ośrodku. Zadania dostosowane są do możliwości poszczególnych osób. Rada Programowa trzyma pieczę nad ich pracą, ocenia ją i weryfikuje. Na wniosek pracownika lub jego opiekuna może zwiększyć wymiar zatrudnienia do 6 godz. i 24 min. dziennie. Naszym celem jest przygotowanie pracowników do funkcjonowania na otwartym rynku pracy – mówi szefowa ośrodka.
– Dla mnie najważniejsze i najbardziej satysfakcjonujące jest zadowolenie osób niepełnosprawnych z możliwości pracy w naszym ośrodku, obserwowanie ich rozwoju, radości i chęci współpracy. Cieszę się, że czują się potrzebni, ale też bardzo mnie raduje, gdy ja jestem im potrzebna, przychodzą do mnie ze wszystkimi problemami, nie tylko zawodowymi. Uwielbiam z nimi rozmawiać, ich wdzięczność motywuje – dodaje.
Recepcja ośrodka, fot.: arch. ośrodka
Dla prowadzących ośrodek bardzo istotna jest rehabilitacja pracowników z niepełnosprawnością – nie tylko zawodowa, ale też społeczna. Jednak połączenie idei zakładu aktywności zawodowej z prowadzeniem hotelu i ośrodka nie jest proste. – To ogrom pracy. Niestety, bardzo często przepisy prawne nie pomagają nam, ale utrudniają organizację pracy i kładą pod nogi dodatkowe przeszkody. Czasami nie wiemy, gdzie szukać pomocy i odpowiedzi na pytania. Bardzo trudne jest pogodzenie zapisów Ustawy o rehabilitacji i zatrudnieniu osób niepełnosprawnych z Kodeksem pracy – czasami przepisy się wykluczają. Ale radzimy sobie, musimy i chcemy. Niekiedy razem popłaczemy, a czasami razem się pośmiejemy – mówi Kuziów.
Halo, to ja
Kuziów opowiada o początkach pracy zakładu; oczywiście nie zabrakło wpadek. – Pierwszy telefon na recepcji, wszyscy przejęci, a nasz pracownik odbiera i zamiast się przedstawić, mówi: „Halo, no to ja, Józek” – żartobliwie opowiada dyrektorka. Innym razem, przy dużej grupie gości, kiedy i sama szefowa niekiedy musi wspomagać prace np. jako kelnerka, pracownik z niepełnosprawnością intelektualną nagle wypalił: „To moja pani dyrektor. Pani dyrektor, chciałbym buziaka, ale musi mi Pani zapłacić 50 zł”. – Musiałam ratować sytuację. Podeszłam do niego, ucałowałam go w policzek i powiedziałam: „Widzisz, udało mi się, ukradłam buziaka za darmo” – opowiada ze śmiechem.
Ludzie z sercem
Przez Laliki przewinęło się przez ten czas już wielu gości. Atrakcyjne położenie kompleksu rehabilitacyjno-wypoczynkowego zachęca do organizacji szkoleń, konferencji i obozów sportowych dla dzieci. Ośrodek gościł, m. in. „Dźwiękowe półkolonie” organizowane przez Fundację Braci Golec, która promuje rodzimą muzykę i tradycję Żywiecczyzny. Z rehabilitacji skorzystali już dwaj znamienici sportowcy Rafał Simonides i Grzegorz Proksa, bokser.
Zebranie pracowników ośrodka w Lalikach, fot.: arch.
ośrodka
– Po walce miałem kontuzję stawu barkowego, przeszedłem operację, a po niej rehabilitowałem się w Lalikach. To ludzie z sercem, doskonali profesjonaliści – ręka jest już zupełnie sprawna. Szczególnie jestem wdzięczny rehabilitantowi Grzegorzowi i masażyście Danielowi. Miałem problemy ze ścięgnem, po dwóch masażach nie było żadnego kłopotu. Jest tam pełne zaplecze fizykoterapii i specjalistyczny sprzęt do rehabilitacji, do ćwiczeń sprawnościowych. Jest też m.in. nowoczesny atlas, który zastępuje siłownię; można na nim ćwiczyć wszystkie partie mięśni. Oprócz powracania do pełnej sprawności, lubię też w Lalikach przygotowywać się do walk, bo poza doskonałym sprzętem i wykwalifikowaną kadrą, mogę biegać po górskich ścieżkach – zachęca Rafał Simonides, Międzynarodowy Zawodowy Mistrz Polski, Mistrz Europy IFMA, a także Interkontynentalny Mistrz Świata w Muay Thai.
Chcemy więcej
Przed ośrodkiem wciąż dużo pracy i nowych możliwości. – Złożyliśmy wniosek, abyśmy mogli udostępniać nasze zaplecze sprzętowe i bazę dla turnusów rehabilitacyjnych, czekamy teraz na decyzję. Planujemy rozbudowę infrastruktury, bazy rehabilitacyjnej, np. jacuzzi, bo na razie jest tylko sauna. Marzy mi się stworzenie kolorowego, przyjemnego pomieszczenia relaksacyjnego, wybudowanie wiaty grillowej. To też kwestia pieniędzy, sama dotacja to za mało, ze sponsorami nie jest najłatwiej – mówi Kuziów.
– Zakład musi na siebie zarobić ponieważ dotacja nie wystarczy na jego utrzymanie. Usługi turystyczne w tym rejonie rozwijają się bardzo dobrze, więc myślimy, że to będzie dobre źródło dochodów – mówi Jan Chmiel, pomysłodawca przedsięwzięcia.
Dodaj odpowiedź na komentarz
Polecamy
Co nowego
- Ostatni moment na wybór Sportowca Roku w #Guttmanny2024
- „Chciałbym, żeby pamięć o Piotrze Pawłowskim trwała i żeby był pamiętany jako bohater”. Prezydent wręczył nagrodę Wojciechowi Kowalczykowi
- Jak można zdobyć „Integrację”?
- Poza etykietkami... Odkrywanie wspólnej ludzkiej godności
- Toast na 30-lecie
Komentarz